Rozmowa z Tomaszem Kafarskim, trenerem Lechii Gdańsk
Po 17 kolejkach Lechia z dorobkiem 26 punktów, na co złożyło się siedem zwycięstw oraz pięć remisów i tyleż porażek, zajmuje szóste miejsce w tabeli. Z pewnością postawa biało-zielonych w rundzie jesiennej była jedną z większych niespodzianek ekstraklasy.
- Udało nam się wywalczyć raptem 26 punktów i uważam, że ten wynik specjalnie nie powala na kolana. Jeśli mówimy o niespodziankach, to z pewnością taką sprawił Ruch Chorzów.
- Czyli spodziewał się pan tak dobrej postawy swojej drużyny?
- Byłem na pewno mniej zaskoczony od innych, którzy patrzyli na Lechię z perspektywy minionego sezonu. A wtedy do ostatniego spotkania broniliśmy się przed spadkiem. Wiedziałem, że systematyczna praca wsparta właściwymi transferami przyniesie efekty. Dobieraliśmy zawodników nieźle zaawansowanych technicznie, preferujących grę piłką, bo staram się, żeby właśnie taki futbol był wizytówką Lechii.
- Co jest największym atutem pańskiego zespołu?
- Wydaje mi się, że kolektyw i wyrównany skład. Nie było u nas zawodników, co widać chociażby po klasyfikacji strzelców, zdecydowanie odstających od reszty.
- A najsłabsze ogniwo? Obrona?
- Takiego zdania jest wiele osób. Owszem, liczebnie nie prezentowaliśmy się w defensywie najlepiej, potrzebujemy w tej formacji wzmocnień, ale pod względem liczby straconych bramek jesteśmy na trzecim miejscu razem z GKS Bełchatów. Tego wyniku chyba nie musimy się wstydzić?
- A czy czegoś musicie się wstydzić? Innymi słowy najgorszy, a przy okazji najlepszy mecz Lechii? Paradoksalnie można chyba za takie uznać dwa wygrane spotkania z Cracovią - 6:2 z Sosnowcu i 1:0 w Gdańsku.
- Bez wątpienia pierwsza połowa tego ostatniego meczu była w naszym wykonaniu bardzo słaba. Nie ukrywam, że kilka takich kiepskich momentów nam się w tej rundzie przydarzyło. Natomiast wyżej od efektownej wygranej 6:2 oceniam zwycięstwo 2:1 w derby Arką. Do Gdyni, gdzie zagraliśmy naprawdę bardzo dobrze, jechaliśmy w kiepskich nastrojach, po porażce 0:2 przed własną publicznością z GKS Bełchatów.
- Największe zaskoczenie in plus w pańskim zespole?
- Powrót do pierwszej drużyny Marcina Pietrowskiego. Może być on znakomitym przykładem dla innych młodych piłkarzy, że cierpliwość, sumienność i pracowitość popłaca. Marcin zmagał się z ciężką kontuzją, ale zdołał ponownie przebić do pierwszego składu Lechii, a także trafił do reprezentacji Polski do lat 21. To dowód, że przy takim podejściu każdy dostanie swoją szansę.
- Od 15 grudnia przebywa pan na stażu w Feyenoordzie Rotterdam. W jaki sposób trafił pan drużyny do 14-krotnego mistrza Holandii?
- To zasługa kilku osób, głównie działaczy Lechii, Jana de Zeeuwa oraz byłego selekcjonera, Leo Beenhakkera.
- To nie jest pański pierwszy staż? Do kiedy będzie pan pobierał holenderskie nauki?
- Wcześniej miałem okazję zaliczyć podobne staże w polskich klubach, a teraz po raz pierwszy nadarzyła się sposobność do poznania zagranicznych wzorców. Razem ze swoim asystentem Piotrem Gruszką wrócimy do kraju 23 grudnia.
- Jak wygląda wasz pobyt w Rotterdamie?
- Jesteśmy tam traktowani jak goście honorowi. Holendrzy przyjęli nas bardzo serdecznie i wszędzie mamy otwarte drzwi. Podpatrujemy i nagrywamy treningi Feyenoordu oraz jego filialnego klubu też z Rotterdamu, Excelsioru, chodzimy na mecze tych zespołów i zapoznajemy się z całą strukturą, bazą i systemem szkolenia w tym zespołach.
- Mieliście okazję poznać holenderskich szkoleniowców?
- Oczywiście. Spotkaliśmy się z pierwszym trenerem Feyenoordu Mario Beenem, z którym rozmawialiśmy nie tylko na tematy związane z futbolem. Dwa razy przyjął nas także Beenhakker, który przedstawił nam strukturę klubu, organizację skautingu oraz specyfikę pracy dyrektora sportowego. Ja w Lechii częściowo też przecież sprawuję tę funkcję. Po meczach spotkaliśmy się z trenerami obu drużyn i wymieniliśmy się swoimi opiniami na temat tych spotkań.
- Czyli spotkaliście już grającego w Excelsiorze Michała Janotę?
- Tak. Michał jest nam niezwykle pomocny. Sprawdza się znakomicie nie tylko jako przewodnik po mieście. W każdej chwili możemy na niego liczyć.
Rozmawiał Marcin Domański
Tomasz Kafarski miał wiele okazji aby cieszyć się ze swoimi podopiecznymi Fot. Robert Kwiatek
- 02/01/2010 19:21 - Gala Lodowa: Miedziński rządził w Olivii
- 29/12/2009 20:29 - Puchar Polski nie dla Stoczniowca
- 27/12/2009 16:43 - GKŻ Wybrzeże: Na inaugurację do Gniezna
- 24/12/2009 09:39 - Rozstania dobrze nam robiły
- 22/12/2009 20:24 - Energa Stoczniowiec: Rok zakończony porażką
- 21/12/2009 16:22 - Hlib w Gdańsku
- 20/12/2009 14:53 - Gala "Motosport na Pomorzu"
- 18/12/2009 19:35 - Jonasson w Wybrzeżu
- 17/12/2009 19:18 - Gala Red Box
- 17/12/2009 12:22 - Hegemon 2 ligi futsalu