Minęło już dziesięć lat od momentu remontu koryta potoku Strzyża na jej wrzeszczańskim odcinku. Władze naszego miasta chwaliły się nowym obliczem tej starej części Gdańska. Były uroczystości z udziałem najważniejszych, przecinano wstęgi, był powód do dumy. Rzeczywiście był. Po gdańskiej powodzi z 9 lipca 2001 roku potok mocno ucierpiał. Na odcinku od browaru do ujścia wybudowano nowe koryto, zamontowano płotki, zbudowano mostki z barierkami. Pojawiły się wzdłuż potoku nowe, stylizowane lampy. Ta część Wrzeszcza odzyskała część swego charakteru.
Powstały wówczas tak potrzebne mieszkańcom zakątki jak park nad Strzyżą czy skwer pomiędzy ulicami Aldony i Waryńskiego. Ten drugi nie miał szczęścia przez ostatnie lata. Trochę zaniedbany, zarośnięty prowokował do dewastacji. Najpierw na ozdobnym, ceglanym murku od strony ulicy Aldony pojawiły się ohydne maziaje zwane grafficiarstwem, później ukradzione zostały dwie z trzech zamontowanych tam ławek. Na koniec uszkodzeniu uległa brama prowadząca do tego miejsca od ulicy Waryńskiego.
W pobliżu tego miejsca prowadzona jest obecnie rewitalizacja ulicy Wajdeloty. Deptakiem wzdłuż Strzyży, na skutek zamknięcia części chodników, chodzi więcej osób. To, co widzą na miejscu skwerku można skomentować jedynie jako obraz nędzy i rozpaczy. Trawniki zarośnięte są trawą i chwastami do kolan, śmieci przesypują się z ustawionych, betonowych pojemników, miejsca po skradzionych ławkach również zarastają chwastami. Miejsce to powinno być naturalnym miejscem odpoczynku. Wystarczy, że raz na dwa miesiące skoszona zostanie trawa, raz w roku przycięte krzaki, i raz w tygodniu opróżnione będą pojemniki na śmieci.
Może odpowiedzialni za zieleń w Gdańsku wybiorą się na spacer do tego zakątka, ocenią ile sztuk kostki betonowej trzeba ułożyć w miejscu po skradzionej ławce, jakich napraw należy dokonać, aby miejsce to było przedłużeniem rewitalizowanej części miasta a nie obrazem naszej rzeczywistości, która piękna jest tylko podczas uroczystości otwarcia a później się o niej zapomina.
Rzeczą naturalną jest, że po dziesięciu latach coś ulega zniszczeniu, coś zostanie skradzione. Takie rzeczy należy wliczyć w koszty utrzymania wizerunku miasta. Zapominanie o już przeprowadzonych inwestycjach kosztuje dużo więcej niż bieżące utrzymanie i drobne naprawy.
Krzysztof Andruszkiewicz
- 26/06/2013 16:44 - Mój Wrzeszcz: Nie lejcie nam wody
- 24/06/2013 19:57 - Okiem Borowczaka: W poszukiwaniu dobrej zmiany
- 21/06/2013 17:10 - Mój Wrzeszcz: Festyny, imprezy, parady
- 18/06/2013 11:21 - Mój Wrzeszcz: Tęsknota za PRL-em
- 18/06/2013 11:17 - Okiem Borowczaka: Kłamstwo ma krótkie nogi
- 03/06/2013 16:00 - Okiem Borowczaka: Niedziela będzie dla nas!
- 03/06/2013 15:57 - Straż Miejska niepotrzebna Gdańszczanom
- 29/05/2013 15:55 - Mój Wrzeszcz: Co wolno wojewodzie...
- 29/05/2013 10:11 - Deklarację „śmieciową” trzeba złożyć! Ale uwaga…
- 27/05/2013 13:47 - Okiem Borowczaka: Wiosenne porządki