Potulski: SLD wypychany z publicznej debaty

Z byłym wiceministrem edukacji Franciszkiem Potulskim, nauczycielem, posłem II, III i IV kadencji, „czwórką” na liście wyborczej SLD w okręgu gdańskim rozmawia Artur S. Górski

- Jak pan ocenia dynamikę kampanii wyborczej SLD na Wybrzeżu? 
Franciszek Potulski: Głównym problemem SLD jest uwiąd naszej obecności w przestrzeni publicznej. Można by długo dyskutować o przyczynach. Przed laty było nam łatwiej. Powiem przekornie, że mówiono o nas częściej. Atakowano nas za PRL, za stan wojenny. Czasem były to opinie słuszne, nieraz były krzywdzące. Jednak o nas mówiono. Musieliśmy się bronić, uczestniczyliśmy w dyskusjach. Teraz dwa ugrupowania PiS i PO zdominowały obecność w publicznej debacie.

- Te dwa ugrupowania wywodzą się  z tego samego nurtu przemian ustrojowych. Zdaje się że nieodwracalnie spolaryzowały publiczną debatę...
Franciszek Potulski: W przemianach ustrojowych brało jednak udział znacznie szersze spektrum polityczne. Polska jest taka, jaka jest, ze swymi zaletami i wadami, także dzięki lewicy. Przemiany zaczęły się przed dwudziestu laty. Połowę tego czasu rządził SLD, a prezydentem Polaki był wywodzący się z lewicy Aleksander Kwaśniewski, były minister w rządzie Mieczysława Rakowskiego.

- Dzisiaj jednak trudno liczyć na taki sukces lewicy. Jak pan ocenia swoje szans jako „czwórka” na wyborczej liście? Czwórka to dobra ocena, ale czy pozycja wyborcza? Liczy pan na swój kapitał wyborczy?
Franciszek Potulski: Zdecydowałem się na kandydowanie, kiedy miała to być pozycja siódma. Wszystko zależy od woli wyborców. Jestem utożsamiany z lewicą i jestem człowiekiem lewicy. Mam nadzieję, że moje kandydowanie skłoni tych, którzy w innej sytuacji do wyborów by nie poszli do udziału w nich i oddania głosu na naszą listę.