Coraz więcej wątpliwości w sprawie sobotniego starcia uczestników "Marszu pustych garnków" z pracownikami firmy ochroniarskiej "Taurus". Sprawę zbada Komenda Główna Policji.
Przypomnijmy. W sobotę 14 maja o godz. 12 demonstracja "Marsz pustych garnków" został zatrzymany na ul. Wały Jagiellońskie przez wynajętą przez miasto agencję ochrony. Wszystko po to, aby protestujący nie dotarli pod bramę Stoczni Gdańskiej, gdzie odbywały się uroczystości wmurowania kamienia węgielnego pod budowę siedziby Europejskiego Centrum Solidarności.
Ochroniarze, aby powstrzymać protestujących, użyli gazu łzawiącego. W wyniku tego trzeba było udzielić pomocy sześciu osobom. Lekko poszkodowany został też poseł Prawa i Sprawiedliwości Andrzej Jaworski, który został uderzony w brzuch. Czy ochroniarze mogli użyć siły w stosunku do manifestujących? Zgodnie z ustawą o ochronie osób i mienia mówi, że pracownik ochrony może "stosować środki przymusu bezpośredniego, o których mowa w art. 38 ust. 2 (w tym miotaczy gazu), w przypadku zagrożenia dóbr powierzonych ochronie lub odparcia ataku na pracownika ochrony".
Teraz sprawę zbada policja. - Wszelkie materiały i ustalenia zostały przesłane do Komendy Głównej Policji, która między innymi oceni czy ochroniarze działali zgodnie z prawem i czy nie przekroczyli swoich uprawnień - wyjaśnia podkom. Magdalena Michalewska, Rzecznik Prasowy Komendy Miejskiej Policji w Gdańsku.
{youtube}t4h5OA8NH_k{/youtube}
To jednak nie koniec wątpliwości. Dlaczego manifestację zatrzymali właśnie pracownicy ochrony, a nie straż miejska lub policja, które znajdowały się w pobliżu? - Przy organizacji imprez masowych, a z taką mieliśmy do czynienia w tym wypadku, ochronę zapewnia organizator, czyli miasto. Służby porządkowe były tam na wszelki wypadek, gdyby sytuacja wymknęła się spod kontroli. W takich wypadkach po prostu wolimy dmuchać na zimne - mówi Miłosz Jurgielewicz, rzecznik prasowy Straży Miejskiej w Gdańsku.
Bardziej powściągliwa w komentarzach jest policja. - Dopiero wnioski kończące postępowanie ostatecznie odpowiedzą na to pytanie - tłumaczy Michalewska.
Okazuje się nawet, że pracownicy ochrony próbowali też... legitymować osoby znajdujące się w pobliżu. - W czasie uroczystości, gdy znalazłem się blisko przepychanek, jeden z ochroniarzy poprosił mnie o wylegitymowanie się. Dopiero gdy powiedziałem mu, że nie ma do tego prawa, zwrócił się z tym do policji, która spełniła jego prośbę - relacjonuje Jaromir Falandysz, radny Prawa i Sprawiedliwości.
Adrian Dampc
adrian.dampc@wybrzeze24.pl
- 17/05/2011 10:52 - Zakaz noszenia broni w pomorskich miastach
- 17/05/2011 09:27 - Kolizja przy Carrefourze. Pasażerka Hondy w szpitalu
- 16/05/2011 18:21 - Kamień węgielny i kłopoty AmberExpo
- 16/05/2011 16:51 - SLD: Czerwone konie, konkrety i listy w połowie czerwca
- 16/05/2011 16:28 - Wmurowano kamień węgielny pod nową siedzibę MTG
- 16/05/2011 11:09 - Ruszają kolejne prace na ulicach Gdańska
- 16/05/2011 10:29 - 30 lat temu: Zamach na Jana Pawła II
- 16/05/2011 10:13 - Arciszewska: "Niemców nikt nie wyganiał, sami uciekli"
- 16/05/2011 08:31 - Steinbach przyjedzie na Pomorze
- 15/05/2011 18:56 - Jaworski: 'Komorowski boi się obywateli"