Zarząd pomorskiej Platformy Obywatelskiej po raz kolejny obraduje w dzień powszedni w godzinach południowych. Część jego członków to funkcjonariusze publiczni pobierający wynagrodzenie z budżetu za pracę w administracji rządowej i samorządowej. Praca na rzecz partii nie jest specyfikowana w zakresie ich służbowych powinności. - Zajmujemy się sprawami ważnymi dla regionu - wyjaśnia szef PO, Jan Kozłowski. - Zarząd partii nigdy nie zbierał się w godzinach pracy w dni powszednie - mówi z kolei Andrzej Różański, b. szef pomorskiego SLD i kandydat na prezydenta Gdyni.
W zarządzie pomorskiej PO zasiadają m.in. marszałek Mieczysław Struk, jego zastępca Ryszard Świlski, wojewoda Ryszard Stachurski, jego zastępca, skarbnik PO, Michał Owczarczak, prezydent Gdańska Paweł Adamowicz i burmistrz Kwidzyna Andrzej Krzysztofiak. Do tego dwaj sekretarze stanu: Sławomir Neumann i Kazimierz Plocke. W miniony poniedziałek zaplanowano trzygodzinne obrady zarządu PO. W najbliższej perspektywie wybory samorządowe, więc dla każdej partii to gorący okres, ustalanie programu, taktyki, zatwierdzanie personaliów. Co to ma jednak wspólnego z zadaniami marszałka, prezydenta, wojewody i burmistrza, których wykonywanie opłacają podatnicy?
- Nie mam wątpliwości, że to nadużycie etyczne. Sprawującym mandat radnego czy posła przysługuje zwolnienie z pracy na czas wykonywania obowiązków publicznych, ale na pewno nie partyjnych. SLD na Pomorzu zbierało się i zbiera w godzinach wieczornych lub w dni wolne od pracy - mówi "Gazecie Gdańskiej" Andrzej Różański, wiceprzewodniczący PRW SLD.
Według Jana Kozłowskiego, szefa PO, terminy spotkań ustalane są w porozumieniu z parlamentarzystami, dla których poniedziałek to dzień pracy w terenie. Tyle że akurat w sierpniu są... wakacje parlamentarne.
Pomijając już kwestie dojazdów - prezydenta Adamowicza nikt nie widział za kierownicą, każdy widzi go z kierowcą - które też kosztują, pozostaje kwestia kosztów czasu pracy lub... urlopu. Pracownik musi brać wolne godziny albo dzień urlopu na żądanie, gdy chce w południe rozprawiać o polityce, a dygnitarze zarabiający średnio 12,5 tys. zł miesięcznie po prostu zwołują się pod szyldem partyjnym - i to wszystko!
Z wyliczeń gazety wynika, że politycy PO trudzący się sprawami partii, które mogą być sprawami regionu, jeśli tak zdecyduje partia samorządząca, kosztują podatnika ok. 70 zł za godzinę plus 22 proc. składki na ZUS. Czyli ok. 250 zł na głowę uczestnika jednej narady. Z przyjemnością poinformujemy, że zawstydzeni panowie Struk, Świlski, Stachurski, Owczarczak, Adamowicz i Krzysztofiak, a także Neumann i Plocke przekażą te kwoty na cel zbożny niepartyjnie albo każą sobie potrącić z wynagrodzenia!
Inne artykuły związane z:
- 08/08/2014 19:02 - Europejskie przysmaki Jarmarku
- 08/08/2014 14:13 - Święto Sali BHP, czyli PRL i NRD na wesoło
- 07/08/2014 17:41 - Sopockie molo: zysk prywatny, koszty publiczne
- 07/08/2014 17:26 - J. Szczukowski: W Gdańsku prezydenta poznamy w drugiej turze
- 07/08/2014 17:20 - Andrzej Różański kandydatem SLD na prezydenta Gdyni
- 05/08/2014 21:47 - Dwugodzinna ciemność na Stogach i w Gdańsku
- 05/08/2014 15:22 - Kozłowski: Strategia na utrzymanie wyniku
- 04/08/2014 22:01 - Szkolenia z ekoinnowacji na Pomorzu
- 01/08/2014 20:50 - Wodowanie pierwszego z serii statków rybackich w Stoczni Nauta
- 01/08/2014 19:25 - III Nadmorski Plener Czytelniczy